Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

były powodem, że kilka tomów z górnej półki spadło. Drzwiczki stały zaledwie cokolwiek na zawiasach zardzewiałych otwarte, tak że tylko tajemnicę zdradziły.
Niemi wchodziło się do muzeum narzędzi fizycznych a z drugiéj téż strony znaku ich nie było... Ksiądz Patrycy otwarłszy całkiém drzwi, wbiegł do muzeum, w którém ciemniéj było jeszcze niż w bibliotece. Nikogo tu nie znalazł. Wchodowe drzwi, które zaraz spróbował, stały zawarte i na wrzeciądze spuszczone. Po ciemnych kątach szukając, nie namacał nikogo, powrócił do biblioteki przelękły, pot ocierając z czoła. Tu cokolwiek było spokojniéj. Porucznik już był opatrzył drzwi i mógł zaręczyć, że podsłuchać ich przez nie było niepodobieństwem. Ktoś się widocznie korzystając z ciemności próbował podkraść, ale mu się to nie udało. Nie mógł on nic więcéj wiedzieć nad to, że tu kilka osób się zgromadziło. Uspokoili się tém i inni... ale ponure panowało milczenie, gdy ksiądz w rozpaczy z załamanemi rękami powrócił.
Spowiadał się i zaprzysięgał, iż rzecz dlań była niepojętą... tłumacząc, że muzeum stało zamknięte, a tam nie było żywéj duszy...
— W kącie się gdzie może zataił... szpieg, zawołał Krasnodębski, czyż nie macie stoczka — świecy — ogarka?
Dopiéro sobie przypomniał Karski, że dla ciemnych wschodów w swém mieszkaniu, do którego często późno powracał, miał i stoczek i krzesiwo...
Nuż ognia krzesać — znalazł Ciemniewski parę drewienek nasiarkowanych w papierku.
Z wielką biedą rozniecono ogień, zapalono stoczek, wziął go ksiądz i poszedł powtórnie do muzeum. Izba była do opatrzenia łatwa, żadnych komórek i zakątków, szafy, stoły, machiny... Drzwi główne, gdyby je kto odmykał i zamknął, zdradziłyby go łoskotem. Rzecz się zdawała niepojętą.
— Gdybym w duchy wierzył, odezwał się szambelan Mikorski — myślałbym, że duch nam dał ostrożności przestrogę, tymczasem, choć się tajemnica zdradzić nie mogła, bo Pan Bóg strzegł... trzeba się nam rozchodzić — i to tak, ażeby żaden wprost nie szedł