Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Słomiany król.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stary dozorca... Nie zbywało na odzieży i na orężu, tylko obojga dobrać jednostajnych nie było podobieństwa. Łupy na kupę porzucane z różnych pochodzące dworów, nie łatwo dały się pościągać tak, by jednostajnie przybrać było można drużynę. Mozolili się nad tem jeszcze, gdy już ochmistrza nowego do pańskiego stołu powołano. Tu znów zasiadali Prusacy, których hałaśliwiej jeszcze niż wczoraj żegnano, bijąc w dłonie na wiekuiste przymierze.
Zdala świadkiem był Wszebor, jak je zapijano i głośno się zmawiano ile Kunigas ludzi miał postawić i gdzie z niemi pójść mieli.
Masław tajemnicy nie czynił z tego do czego się sposobił, a sposobił się na te gródki, które jeszcze całe stały.
Wszebor słuchając stał, gdy Masław nań skinął aby mu do izby ową wybraną drużynę na okaz przyprowadził. Ruszył się więc spełnić rozkaz, ale w tej chwili weszło nowe poselstwo i kneź oczyma go zatrzymał.
Ludzie to byli z za Wisły, w kożuchach pokrwawionych i siermięgach pobroczonych odziani, z twarzami miodem i piwem już zagrzanemi, z hałasem i śmiechem wtoczyli się, nie wiele okazując poszanowania.
Starszy z nich opowiedział mu, iż za Wisłą kraj mu oczyścili, może tylko iść i panować, gródki wszystkie popalone, tylko jeden jeszcze został, któremu bez pomocy Masława rady nie dadzą a to jest Olszowe Horodyszcze, gdyż tam bronią się bardzo i trudno będzie wziąść gródek. Prosili więc Masława o ludzi do pomocy, a ze skarbami jakich tam pełno, podzielą się po połowie.
Masław zamruczał coś niewyraźnie; poselstwu niesiono piwo i częstować je zaczęto.
Wszebor, który miał już odchodzić, zasłyszawszy