Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Słomiany król.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mieli przytomną — rzekł — noście oto te łańcuchy, a gdy spojrzycie na nie, pomyślcie o mnie!
Poklękli wszyscy przed Kaźmirzem, który z kolei niewiastom i mężom kładł na szyję przywiezione dary...
Krzyki radosne rozległy się po zamczysku i król kubek z rąk gospodarza wziąwszy, pił na zdrowie nowożeńców.
I był ten dzień przez długie wieki pamiętnym pokoleniom następnym, jak owe dni grozy i trwogi, za które zapłacił sowicie.[1]

KONIEC.


  1. Powieść ta jest skróconą z J. I. Kraszewskiego: »Masław«.