Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Rodzeństwo 01.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiedziano, bo Julian się ojca nie radził. I to skłopotało starego, który się odezwał frasobliwie:
— Julek mi o tem mówił, będąc tu na św. Jan, odradzałem mu, aby się interesami zbytniemi nie obciążał. Dopilnować mu się będzie trudno, tem bardziej, że wiele czasu towarzystwu i ludziom poświęca. Nie posłuchał mnie i lękam się następstw..
Na ostatek co do państwa Adolfowstwa Słupskich, których Mecenas żartobliwie hrabstwem tytułował, wiedział o nich również, iż mocno być mieli zakłopotani interesami, bo w tym roku nawet z tego powodu za granicę się wybrać nie mogli — co panią Sabinę upokarzało i doprowadzało do rozpaczy.. Tak była nawykłą do tych letnich wycieczek!
Opowiadając o tem wszystkiem, pan Kalikst okazywał największe współczucie dla rodziny, znajdując, że wszyscy sami byli winni temu, co im zagrażało. Opowiadanie było oględne, aby do zbytku wielkiej nie wzbudziło obawy — ale starych zasmuciło.
— Co do Juliana, dodał w końcu Mecenas, — niema wątpliwości, że zabrnąwszy, zwrócić się może o pomoc do ojca. Naturalnie, psuć mu interesa bym nie chciał, ale więcej mi idzie o spokój rodziców, niż o niego — a kłaść w ten majątek zrujnowany kapitał grozi co najmniej tem, że przez długi czas żadnych nie przyniesie procentów. Gdy ojciec raz tylko rozpocznie pożyczać, nie będzie temu końca,