Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/374

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

za sobą po labiryntach, wiodących do tego wonnego wirydarza.
W parę miesięcy po opisanych wypadkach, gdy szkoła, wyrestaurowana przez Płockiego, została uroczyście otwartą w jego obecności przez profesora Milanowicza, który przy téj zręczności dobitnie zarekomendował dobroczyńcę ludu odległéj potomności; gdy Fabrycz stary wdział już mundur dyrektorski z łaski tegoż wspaniałomyślnego człowieka; gdy i koléj nowa przyznaną została młodemu entreprenerowi; gdy dwa banki zaszczycone zostały wyborem jego do rady zawiadowczéj, nadzorczéj, finansowéj, administracyjnéj... słowem, gdy Płocki jaśniał już w całym blasku zasług swoich: postanowił świetne wyprawić wesele dla człowieka, którego, jak po cichu mówił, wyciągnął z ukrycia i otworzył mu przyszłość.
Tym człowiekiem był nieszczęśliwy Piętka, ofiara pięknych oczów panny Eulalii, która wcale się nie domyślała, jak wiele dla niéj poświęcił.
Cała ta sieć zręcznie utkana, w którą wpadł człowiek, chlubiący się swą przenikliwością, spostrzegacz i badacz charakterów, dla niego i dla narzeczonéj pozostała tajemnicą. Być bardzo może, iż Piętka chwilami domyślał się potrosze, że go schwytano, nie był jednak tak zarozumiałym, ażeby przypuszczać, że takich zabiegów mógł się stać godnym. Miłość pierwsza w życiu, silna prawdziwa, młodzieńcza, odejmowała mu zwykłe jasnowidzenie. Przed sobą miał tylko piękną swą