Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/339

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chunkowy do koniecznego widzenia się z Piętką. Płocki pojechał. Zobaczywszy go przybywającego z miną wesołą niezmienionego wcale, Orest nabrał odwagi. Miał najmocniejsze postanowienie przy pierwszéj zręczności rozmówić się otwarcie...
Po przywitaniu i kilku słowach obojętnych, Płocki, obejrzawszy się, odezwał żywo.
— Nie pytasz mnie, com zrobił w podróży? albo nie jesteś ciekawym, lub cię już fałszywe wieści doszły i zaspokojony jesteś. Słyszę, że Werndorf historyje wygaduje na mnie!
Ruszył ramionami.
— To mi wszystko jedno! On mi szkodzi, ja mu pomagać nie mogę. Jasna rzecz, walka — to walka. Bronię się i bronić będę...
Nic nie odpowiadając jeszcze, Piętka poszedł naprzód nakazać, aby nie przyjmowano nikogo, Płocki widząc, że się na coś ważniejszego zbiéra, siadł na kanapce, uśmiechając się chytrze... Twarz gospodarza zdradzała poruszenie mimowolne...
— Znamy się nadto dawno, długo i dobrze, odezwał się Piętka, żebyś przedemną potrzebował i próbować miał obałamucania... Wiém o skutku podróży, musiałeś obrachować następstwa... To do mnie nie należy...
— Cóż Werndorf powiada? co powiada? skarży się? łaje, narzeka? począł dopytywać Płocki.
— Milczy, to podobno najgorzéj, odparł gospodarz, lecz że wié o wszystkiém i nie da się tak łatwo pobić i zepchnąć ze stanowiska, pewnym być możesz. Jeśli sądzisz, że ci wypowie