Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Werndorf spojrzał w sufit i nic nie odpowiedział.
Hrabia czekał dosyć długo na słowo tak, że w końcu Werndorf się musiał odezwać...
— Zapewne, że szkoda, gdy się siły rozpraszają, ale nie mogło być inaczéj.
Hrabia spojrzał ciekawie w oczy towarzyszowi. Zwykle nie bywał nigdy tak natrętnym, tym razem wychodził ze swojego charakteru.
— Więc to są rzeczy niepowetowane? zapytał.
Werndorf zdawał się nie słyszéć lub niechciéć zrozumiéć, siedział zamyślony. Nie zraziło to hrabiego, który, zniżając głos, powtórzył. Nie mógł byś mi pan objaśnić... czy zaszło co między wami... Chodzą wieści. Przyznam się, że jestem smutny i niespokojny...
— Smutny i ja jestem, odezwał się Werndorf nareszcie, lecz spokojny i w sumieniu i o przyszłość. Sprawy to są, których tknąć trudno, póki człowiek nie ostygnie... nie mówmy lepiéj o tém.
— Więc zaszło coś między panami?
— Nic a nic osobiście, rzekł spokojnie Werndorf, ale w interesach stanęła między nami przepaść. Pojmuję otwarte współzawodnictwo, pokątne intrygi mnie oburzają. Widzisz więc hrabio, iż lepiéj nie mówić o tém.
— Jabym znajdował, że właśnie mówić potrzeba, aby sprobować, objaśnić, naprawić.
Werndorf się rozśmiał tylko.
— Panie hrabio, rzekł, co się stało, odstać się nie może, chciejcie mi wierzyć, chłodno do-