Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A! mój radco, liberalne dzienniki podnoszą te ofiary wspaniałomyślne, ale my wiemy, co o nich trzymać. To jest pięknie procentujący popularnością kapitał, gdzie niéma religijnych pobudek do czynu miłosierdzia, ja w jego wartość nie wierzę...
Radca zamilkł zmięszany, gdyż o polemice z hrabiną nie mógł ani marzyć, szambelan odchrząknął raz, drugi i trzeci coraz okropniéj, co zwiastowało przemówienie. Za każdym razem panna w złotych okularach drgnęła nerwowo, zwrócili wszyscy oczy na gotującego się mówcę.
Eksordium mowy szambelana zwiastowało formalny traktat o popularności i opinii.
— Nikt nie zaprzeczy, iż to jest hołdem cnocie oddanym, gdy się ludzie cnotliwemi okazać pragną...
Hrabina coś mu szepnęła na ucho. Szambelan, który właśnie na to ucho był nieco przygłuchy, ręką je przysłonił dla lepszego pochwycenia zwierzonéj mu tajemnicy, chrząknął jeszcze raz, zażył tabaki i zwrócił rozmowę nagle.
Ta princesse Marie se porte mieux... Zwrot ten, który wszyscy przypisali interwencyi hrabiny, był tak skutecznym, iż nikt się już nie ważył wiązać na nowo zerwanego wątka...
Hrabia zamyślony i oczekujący na jakiś wniosek, zwrócił się tak nagle, iż potrącił pana Lucyjana i musiał go przeprosić.
Eksminister, który miał w niego bacznie wlepione oczy, wstał i podszedłszy, pociągnął z sobą