Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krzesła jednéj z pań i musiał go nadto cisnąć, zapomniawszy się, gdyż, siedząc na nim, odwróciła się, a hrabia spostrzegłszy dopiéro swój błąd, odskoczył przepraszając.
Gezy baronowéj, hrabiny i kilku osób zwróciły się na niego, jakby na arbitra, którego wyrok miał rozstrzygać. Hrabia Adam uśmiechał się, ale znowu papiér skręcał, bo mówić wogóle nie lubił, chyba zmuszony.
Nie znalazł się nikt, ktoby stanął w obronie Werndorfa, za to obficie apologistów wschodzącéj gwiazdy. Między innemi pan radca Funtowicz, stara beczułka okrągła w złotych okularach, mający wstęp do towarzystwa z powodu, że żona jego była ex domo znacznéj bardzo rodziny. Radca Funtowicz, czując honor, jaki mu to czyniło, że się tu o mitry i gwiazdy obciérał poufale, czynił się małym, cichym i pokornym. Tym razem pochwyciwszy zręczność, gdy wszyscy zamilkli, począł nieśmiało głosem ochrzypłym.
— Jakże to chlubnie za nim przemawia ta szlachetna jego, bezinteresowna ofiara, o któréj wszystkie pisma nasze wspominały, podnosząc ją, jak zasługiwała. Ofiara magnacka, ofiara wspaniała, ofiara znakomita... bo to nie kilkaset rubli, ale kapitał, mości tego... kapitał...
Hrabina zagryzła usta mocno, na kolanach rozłożyła széroko robotę, którą trzymała w ręku, a była to alba z Cluny do parafijalnego, fundowanego przez nią kościoła, i odezwała się głosem poważnym, ale cicho...