Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odezwał się po chwili, że mogę tu z panią pomówić i na osobności. Pozwolisz mi pani być... bardzo otwartym?
— Proszę pana, i owszem!
Spojrzała nań śmiało, Piętka się namyślał.... Strach go ogarnął.
— Czy potrzeba, rzekł wreszcie, abym pani słowy powtórzył to, co oddawna powiedziały jéj moje oczy? żem się do niéj przywiązał, że ją kocham. Niech mi pani z równą odpowie otwartością, czy mogę na jéj współczucie rachować?
Eulalija nic nie mówiąc, podała mu rękę.... To była piérwsza odpowiedź.
— Ja także, odezwała się głosem trochę drżącym, nie potrzebuję potwierdzać usty, czegoś się pan mógł domyśléć z mojego postępowania. Mam dla niego prawdziwy szacunek...
Piętka pocałował ją w rękę i stał niemy, niemogąc się zebrać na wyrazy wdzięczności.
— Dzięki ci pani, rzekł z cicha, będę się starał życiem całém dowieść jéj, jaką cenę przywiązuję do jéj zaufania, do jéj przyjaźni dla mnie.
— Pierwsze lody są skruszone, dodał z westchnieniem, uważam się za związanego jakby najuroczystą przysięgą.
— Ja także, odpowiedziała Eulalija...
— Cóż poczniemy? spytał Piętka.
— Niéma najmniejszéj wątpliwości, że Płocki, zapewne nic nie wiedząc i niedomyślając się, osnuł dla pani plany zupełnie różne i stać będzie uparcie przy nich... a on jest opiekunem.