Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaczął. Płocki począł go odprowadzać aż do sieni, Werndorf téż, poszeptawszy coś z hrabią, pożegnał się i wysunął z nim razem.
Obronną ręką napozór wywinąwszy się z nader drażliwego położenia, Płocki jednak czuł się niezmiernie zmięszanym. Nieudało mu się rozerwać dwu ludzi, przeciw którym obu walczyć było trudno.
Wchodząca w téj chwili do salonu żona, zastała go tak pochmurnym, iż z troskliwością przybiegła go spytać, co się stało. Filut natychmiast przymusił się do swobodnego humoru, poskarżył się na mały ból głowy i począł wedle zwyczaju malować przed Marją swą wielkość, swe prace, swe olbrzymie dzieła i głupotę ludzi, co się na nich nie poznali. Biédna kobiécina w prostocie ducha, słuchająca go zawsze z wiarą i uwielbieniem i tym razem stała przejęta jego chwałą i niegodziwością ludzi.
Odegrawszy tę scenę, Płocki ucałował ją w czoło i zwrócił rozmowę na inny przedmiot.
— Mówiłaś z Eulalią? zapytał.
— Tak, dałam jéj do zrozumienia, że piwowar byłby dla niéj najdoskonalszym z mężów...
— Cóż ona na to?
Maryja milczała chwilę.
— Wątpię bardzo, ażeby jéj się podobał, szepnęła.
— Byłem tego pewny! śmiejąc się rzekł Płocki. To nic nie szkodzi, proszę cię tylko skłaniaj ją ku temu, aby się w nim lepiéj rozpatrzyła....