Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Może nie dobrze zrozumiałem, rzekł, jąkając się, o co to idzie?
Rzecz bardzo prosta, powtórzył Werndorf, idzie o to, aby dobrze zrobić, a nie o to, kto zrobi. Zrozumiész mnie pan. Zakładamy bank dla rolnictwa i przemysłu, bierzemy się do budowy drogi. Robimy je ekonomicznie dla kraju, a bez straty dla siebie, uczciwie, gorliwie.
Płocki stał milczący.
— Proszę pana dobrodzieja, odezwał się, jakby po pewnym namyśle. Śliczne to są bez wątpienia, idealnie piękue plany, ale na tak olbrzymią skalę, że ja... z mojemi stosunkowo szczupłemi środkami, utonąłbym w nich i na niewiele się przydał. Pan dobrodziéj, hrabia Adam, macie tak znaczne do rozporządzenia środki, iż panom nie idzie już o wysokość zysków, gdy mnie, przyznaję się, człowiekowi w dorobku jeszcze, tak wspaniałomyślnym być nie wolno.
— A! przecież i my się na straty nie narazimy! odparł Werndorf.
— Rozumiém, odezwał się Płocki, lecz panowie możecie się ograniczyć małemi zyskami, a ja, nie.
Werndorf zmierzył go ciekawemi oczyma.
— Więc w. pan byś nie chciał być z nami w tak wielkiém, piękném, pożyteczném dziele, zapytał, a! nie chcę temu wierzyć!
— Przynajmniéj proszę o czas do namysłu, o rozpatrzenie się w planach, odpowiedział, usiłując się wywinąć, Płocki. Ja jestem małym czło-