Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciekawość a może nadzieja, że się dając bliżéj poznać, przypodobać potrawi.
Zapowiedziano mu, iż wieczory tam rozpoczynały się wcześniéj, niż gdzieindziéj. W tym samym domu, w którym na dole biura się znajdowały, Fabryczowie zajmowali piérwsze piętro.
Nie było szwajcara w bramie, ani lokajów na schodach starych i oświeconych bardzo skromnie. Szpakowaty woźny otwiérał drzwi przychodzącym, będąc zwykle we czwartki używanym na pomoc służbie nielicznéj. Przedpokój, w którym już było kilka paletotów, lasek i parasolów, wydał się Płockiemu prawie śmiésznie ciasnym i pospolitym. Stojące tu sprzęty staroświeckie wyraźnie kilku służyć musiały pokoleniom.
Otwarto drzwi do salonu dosyć obszernego, lecz przybranego tak skromnie, iżby się go piérwszy lepszy poczynający kupiec powstydził. Meble były nie dzisiejsze, ciężkie, mahoniowe, dywany czyste, ale nie nowego smaku, a za całą ozdobę służyły dwie ogromne szafy gdańskie i porcelanowy pająk u sufitu, odziedziczone po pradziadku. Nowym był tylko piękny fortepian Erarda, pokryty starannie od pyłu.
Na kanapie z dwiema paniami siedziała z białemi, gładko przyczesanemi włosami, bladéj twarzy, sztywna dosyć i smutna pani domu, z robótką w ręku. Ubiór jéj, suknia czarna pod szyję z mankietami białemi, czépeczek nie wytworny, ledwie w niéj dozwalał domyślać się gospodyni. Troszkę opodal również z robotą panienka, któ-