Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przy pulpitach pracowali komisanci... Ściany niemal nagie, proste bardzo biura, w których cisnęli się interesanci, staroświecki lawaterz mosiężny z ręcznikiem, pochodzący z tych czasów jeszcze, gdy licząc zabrukany pieniądz, często się umywać było potrzeba, składały całe umeblowanie; u drzwi szpakowaty stary woźny tabakę zażywał.
W drugiéj podobnéj, przez którą téż przechodzić było potrzeba, pisali także u pulpitów młodzi pomocnicy. Cisza panowała wszędzie. Staroświecki zégar gdański wskazywał godziny pracy... W trzeciéj znaléść było można samego pana Fabrycza. Chociaż tu zwykle dostojniejszych przyjmował gości, pokój nie odznaczał się elegancyją. Kilka krzeseł obitych czarnym włosieniem, takaż na wyginanych nogach kanapka, niewielkie weneckie zwierciadło, żelazna szafa w kątku, druga z książkami podręcznemi, były całą ozdobą pokoju pana Fabrycza. Piec kaflowy stojący w jednym rogu na nóżkach, stare przypominał czasy. Wyszukana czystość zastępowała wytworność.
Gdy Płocki wszedł do drugiéj izby, rozpatrując się ciekawie dokoła, młody człowiek przystąpił doń dowiedziéć się o nazwisku i poszedł o nim oznajmić pryncypałowi. Po chwili otworzyły się drzwi, zaproszono p. Julijusza. U biurka swego stał Fabrycz, z uśmiéchem bardzo miłym witając gościa. Na jego twarzy żadnego wrażenia wyczytać nie było można. Płocki był niemal zmieszany.
Mimowolnie porównywał swe nowo urządzone biura, swoją gustowną elegancyją do téj spartań-