Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chiewicz znajdowali się między innymi w towarzystwie, które się tu na herbatę zebrało.
Wytrychiewicz, który mało się kiedy ukazywał, będąc na nieustannych usługach u Płockiego, miał jak zawsze minę niezmiernie pokorną, jakby okradzioną. Jednakże tego wieczora, może skutkiem teatru i muzyki, zdawał się nieco więcéj ożywionym i śmielszym, niż zwyczajnie. Przychodziło mu z trudnością odegrać jakąś nową rolę, do któréj zdawał się porywać. Zwykle milczący słuchacz, teraz usiłował być czynnym, odzywał się głośno, a choć mu głosu niekiedy zabrakło, odchrząknąwszy, podnosił go i piszcząco perorował...
Piętka, który zdala pił herbatę w kątku, uderzony był tym stanem psychicznym tak niezwyczajnym i wpatrywać się w niego zaczął z ciekawością badacza.
— Co mu się dziś stało? myślał, wpatrując się w niego.
Wytrychiewicz wypił parę razy coś mocnego, jakby w kieliszku chciał sił zaczerpnąć, trzpiotał się niemal, z czém mu nie było do twarzy, udawał człowieka samoistnego, jakim nigdy nie był.
— Nie w zwyczajném swém usposobieniu! w tém coś jest! mówił Piętka, wpatrując się. Dostrzegł nawet obserwator pilny, iż tego wieczora inaczéj, niż zwykle, z pewną niebywałą wytwornością był wystrojony.
Znał go od czasu, gdy się w sposób dosyć tajemniczy zjawił jakoś przy Płockim, zrazu obdartym skrybentem, potém jako nieodstępny manua-