Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rych, obok pewnego zrezygnowanego smutku, przebijała się energija i pewność siebie.
Piękna twarzyczka, ukazująca się po raz piérwszy w mieście, w którém one wcale rzadkiemi nie są, zawsze jednak czyni pewne wrażenie. Nigdzie może jak tu, stosunek płci obu nie jest wrażliwszym, jeśli się tak wyrazić godzi. W Niemczech nie spojrzy nikt prawie na najznakomitszą piękność, zjawiającą się w teatrze lub na zebraniu, zwraca ona chyba oczy znajomych; u nas są kobiéty, w których się cały świat kocha szalenie, a wejrzenia, westchnienia, uśmiéchy ku nim latają, jak motyle na wiosnę. Najstarsi ludzie czuli są na wdzięki i wielbią je najplatoniczniejszym entuzyjazmem, z którego nikt się nie śmieje, bo on jest chorobą powszechną, napadającą każdego, któréj uległ, ulega, lub może podpaść lada chwila wszelki śmiertelnik.
Twarzyczka panienki, siédzącéj przy pani Płockiéj, wnet rozbudziła zajęcie.
Zwróciła oczy, wywołała pytania, kto to taki? Co za jedna? skąd? jak się zowie?
W sąsiedztwie Piętki i Żelaznego stał nader dobrze informowany młodzieniec, słynny tancerz, który choć należał do ludzi pracy, wdziérał się téż i do świata próżniaków i zdobył sobie prawo walcowania na posadzkach wszelkich odcieni. Nikt nad niego nie był lepiéj informowanym o pannach. Wiedział on najdokładniéj lata każdéj z nich, posagi, pokrewieństwa, a nadewszystko kto się kiedy o jaką starał, dla czego był odepchnięty i ja-