Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wychowania jego zagranicą, dlatego rzadko się odzywał i myśli swe wyrażać przychodziło mu z trudnością, pisał daleko lepiéj, niż mówił. Miał jednak tym razem na sercu wypowiedziéć myśl swoję, i choć go to kosztowało, rumieniąc się, mówił daléj.
— My prowadzimy walkę cichą, wcale nie składamy oręża, aleśmy zmuszeni przez nieprzyjaciela wydać mu ją na polu pracy. Musimy na nim dowieść czynem, żeśmy do czegoś zdatni i żeśmy tradycyjnego przewodniczenia narodowi nie zrzekli się, a teraźniejsze jego obowiązki zrozumieli. Nie sądzimy się pokonanymi, lecz być bardzo może, iż wielu dawnych naszych przekonań wyrzec się będzie potrzeba dla ocalenia tych, które żywotne są i z prawdy zrodzone...
— Tak! tak! ozwała się hrabina, która nie lubiła, ażeby się kto z nią ważył polemizować, czynicie więc już koncesyje, pamiętajcież, że ktokolwiek ustępstwa czyni nieprzyjacielowi, uznaje się zwyciężonym.
Hrabia Adam, spuściwszy głowę, znowu rozpatrywał się w książeczce... — podniósł nieco oczy, uśmiéchając się lekko z ironiją stłumioną.
— Jeśli nieprzyjaciel ma lepsze od naszych karabiny, nie zdaje mi się koncesyją przywłaszczać je sobie.
— Więc hrabia uznaje to, że nieprzyjaciel cokolwiek lepszego, niż my, miéć może? oburzyła się wielka pani.
— Niestety! westchnął hrabia i zanurzył gło-