Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Roboty i prace.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O! panowie moi! to łatwo było odgadnąć, iż zawsze musicie trzymać stronę tego, co ma żonę ładną, młodziuchną, salon piękny, daje dobre obiady, umié w porze sypnąć i pomaga wam czynnie do waszych teraźniejszych modnych spekulacyj.
Nikt nic nie odpowiedział.
Hrabia Adam popatrzył, ruszył ramionami i zatopił się w książce.
— Ale sama pani? jakże jest sama pani? — spytała baronowa gospodyni.
— Naiwna, miła, charmante, rzekł jeden z hrabiów. Wdzięk jéj każe zapominać, że czasem formom uchybia... Une petite physiognomie adorable.
— A! a! aż adorable! roześmiała się stara panna.
— Żart na stronę, dodał eksminister, dom na bardzo przyzwoitéj stopie, dostatek w nim bez przepychu... wiele smaku...
— Nawet smaku! — przerwała znowu panna... Ale smak, mój drogi ministrze, kupuje się dziś, jak wszystko.
— Cóż jeszcze więcéj na pochwałę swojego ulubieńca powiécie panowie! — odezwała się hrabina z kanapy.
— Dodam to, że nawet nie ciśnie się wszędzie i nie wprasza! rzekł śmiało hrabia z déwizką.
— Tak! czeka spokojnie, odezwała się poważna pani z kanapy, bo wié, że do niego