Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wysiedziawszy tak dość długo na kanapie i nie widząc nawet iż oboje państwo Szerszeniowie podglądali ją potrząsając głowami, różne czyniąc wnioski nad jéj zadumaniem i łzami, — podniosła się Viola nagle, schwyciła robotę, zawołała Pawłową i wzięła się żywo do przerabiania sukienki, która wieczorem była potrzebna.
Szerszeń siadł w przedpokoju przy stoliczku u drzwi i odczytywał rolę, którą miał podpowiadać...
Nie upłynęło pół godziny, gdy żywy bieg po wschodach dał się słyszeć i drzwi się otwarły szeroko. Stał w nich z ogromnym bukietem w ręku Herman...
Nie pierwszy to raz trafiał się natręt na progu. Paweł Szerszeń był dla nich nieubłaganym i żadną w świecie ofiarą przekupić go nie było podobna... Wyprawiał nielitościwie tych młodzików nie dając im progu drugiego pokoju przestąpić; tym razem napad był tak niespodziany, jak nagły, tak strategicznie i ze znajomością miejscowości obrachowany, że nim Szerszeń pospieszył rozstawić ręce i drogę zaprzeć, Herman spojrzawszy tylko nań, rzucił się do drzwi i wprost szturmem do pokoju Violi. Stary leciał za nim próżno usiłując go pochwycić za poły... Zręczny napastnik, nie zwracając się nawet ku niemu, choć za sobą słyszał pogoń, prędzéj wbiegł i stanął przed Violą, niż Paweł pośpieszył drzwi przed nim zamknąć...