Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Znalazła w Sylwanie ideał i serce powiedziało sobie: Jego będę lub niczyją...
Młodość, sieroctwo, rodzaj życia rozbudzający uczucie, dopominały się od niéj, aby kochała. Któż wie czy nie znalazłszy tego człowieka nie byłaby gorszego uczyniła wyboru? Wychowana w téj swobodzie obyczajów, na którą od dzieciństwa patrzała, nie widziała w tém nic zdrożnego, że nie oglądając się na przyszłość, rzucała serce swe bez rachuby... wybranemu. W myśli swéj należała już do niego. Sylwana chłód i obojętność zwiększały tylko uczucie... Cierpiała Viola — a samo to cierpienie było dla niéj słodkie... mówiła sobie, że on ją ukochać musi, że chłód i obojętność udaje, bo nie chce zatruć jéj przyszłości... ale ona mu ją złoży w ofierze i zmusi do przyjęcia... Giniemy wszystkie z nędzy, z próżności, nie dawszy serca, sprzedane głodem... czemużbym ja dla miłości méj zginąć nie miała?
Viola znajdowała to naturalném, konieczném, i tworzyła sobie dramat ze swego losu... Sylwan aż do tego poranku nie miał najmniejszego przeczucia, że serce jéj drgnęło dla niego. Drżące jéj ręce, łzawe wejrzenie, głos wzruszony po raz pierwszy dały mu poznać prawdę, któréj się wahał uwierzyć.
Zbroiło go przeciw temu czarowi miłości, dawne przywiązanie, zepchnięte w głąb serca i zapełniające je całe — a mimo to uląkł się szału... uczuł słabym — postanowił jéj unikać.