Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/281

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    — Z bardzo ładną osobą...
    — Bogato?
    — Ma — o ile wiem, sześć grubych koszul i cztery kaftaniki... trzewików nie liczyłem, sądzę jednak, że kapitał ten dwóch par nie przechodzi...
    — Ale z kimże u dyabła?
    — Miejcie trochę cierpliwości — zobaczycie...
    Dołęga zaczął się śmiać...
    — Otóż widzisz, kochanie Hermanku, ja cię nie zdradzę, ale ja wiem z kim się żenisz...
    — Naprzykład...?
    Dołęga obie ręce przyłożył do ust, nachylił mu się do ucha i szepnął słowo, któremu ogromny wybuch śmiechu towarzyszył.
    — A co? nie prawda?
    — Tak jest...
    Herman spuścił głowę zafrasowany...
    — Niedługo to będzie tajemnicą, rzekł; jadę po nią i przywożę ją tutaj.
    Dołęga dał uroczyste słowo, że tajemnicy nie wyjawi... Herman wyekwipowawszy się wyjechał, i w parę dopiero tygodni jednego rana dowiedziano się, że z żoną przybył.
    Dom hrabiny od tak dawna był zamknięty, iż gdy rozesłała zaproszenia na wieczór taneczny, zdumienie było powszechne... Wiedziano już, że państwo młodzi przyjechali, lecz do śmieszności zamknięci byli i nikt ich nie widział, a słudzy nie umieli nic powie-