Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Staruszka była drżąca, smutna i widocznie przestraszona.
W drugim końcu salonu prawie współcześnie łysy Oleś naglił Lelię o przyjęcie pierścionka napowrót...
— Ostatecznie powiadam panu, jeśli się ślub nasz ma odbyć kiedy, odbędzie się razem ze ślubem Sylwana i Hanny... inaczéj nigdy...
— Ale Hanna! jać przecię jéj przymuszać nie mogę...
— Nie stawaj pan na przeszkodzie tylko...
Oleś się mocno zmieszał. W téj chwili Lelia mu wskazała stojących na uboczu Sylwana i Hannę... która mu rękę podawała. Nie słysząc nawet co mówili, można się było domyślać między nimi zgody i jakiejś zmowy... Pan Aleksander popatrzał na starościnę.
— A babunia? szepnął.
— Babunia jest słaba, ale dobra... na jéj sercu polegać można... będzie się obawiała trochę i — zezwoli...
— Patrzaj-no pan, kochany hrabio — szepnął Dołęga Hermanowi: dzisiejszy wieczór zakrawa na walną bitwę... starościna ma przeczucia i bardzo niespokojnie spogląda.
— Cicho!... odparł Herman — my nie powinniśmy nic widziéć i niczemu przeszkadzać. Pan baw starościnę, ja będę czuwał nad ogólnym porząd-