Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

townie zapraszał, dowodząc, że starościna po niéj tęskni, że Hanna płacze, że on usycha...
— Ale ja nie pójdę nigdzie bez brata — odparła Lelia.
— No — a dla czegóżby pan Sylwan nie był łaskaw?
— Proś go pan...
Oleś posłuszny — gospodarza, Dołęgę i szanownego pułkownika (dawano czasem ten tytuł cudzoziemski Sylwanowi) poszedł gorąco prosić na herbatę.
Sylwan skłonił się tylko...
Dotrzymymał placu Oleś, dopóki Lelia siedziała... odprowadzili ją potém wszyscy do mieszkania, i dano sobie słowo zejść się o ósméj do starościny. Oleś wesół, różowy, nucąc poszedł ją uprzedzić.
Starościna w ciągu tych wszystkich przemian prawie całkiem nieświadomą ich była: nie o wszystkiem jéj powiadano, nie wszystkiego się domyślać mogła, wiele starano się ukryć, a nie koniecznie była ciekawa. Obchodził ją tylko los Hanny, a że Sylwan się usunął a Herman przybliżył, rada była i spokojna. Osoby co ją otaczały działały na pobożną niewiastę w ten sposób, by ją do Sylwana i Lelii zrazić, a ku sobie przyciągnąć. Udało im się to łatwo; — modliła się i była spokojna.
Co się tycze Olesia, o którego też czasem się niepokoiła, bo go dosyć dobrze znała... wolałaby była może Lelię dla niego, niż inną jaką nieznaną a nie-