Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

upragnione miejsce przyjaciela, nimby się dorobił innego.
Viola była dlań marzeniem, ponętą, pokusą — jednym z tych ideałów młodości, do których stworzenia myśl i temperament zarówno się przykładają, ku którym ciągnie serce i tajemnicze siły sympatyi.
Wiedział już teraz przez Lubicza to, czego się wczoraj domyślał z teatru, iż w stosunkach Sylwana z panną Hanną zaszła jakaś zmiana... nieporozumienie... coś co groziło zerwaniem... Chciał się więc co najrychléj dowiedziéć szczegółów i stać użytecznym.
W salonie starościny nie znalazł nikogo, oprócz niéj i panny Hanny. Zwykły gość — Lelia nie ukazała się wcale... Starościna się o nią nie upominała, bo ją do niéj zniechęcono. Hanna nie wspominała o dawnéj przyjaciółce. Na twarzy pięknéj dziewicy znać było wszakże przewalczone chwile, ślady wzruszenia, bólu i zadanego sobie gwałtu. Starościna bardzo macierzyńsko i czule powitała Ramułta.
— Siadajże tu na chwilkę przy mnie, mój kawalerze, odezwała się naiwnie — a powiedz mi, bo pewna jestem, że wiesz wszystko... zwłaszcza co się pięknych osób tycze... Cóż tam z tą otrutą aktorką się dzieje?
— Słyszałem dziś w mieście, że życiu jéj nie grozi niebezpieczeństwo... Ratunek był śpieszny...
— A cóż to za powód miał być tak tragicznego