Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, nie żartuj — rzekł surowo Sylwan — jesteś płochym często, ale poczciwym zawsze... Ufam ci — poznałeś w kobiecie Violę, bo ona ciebie poznała, i odeszła ztąd zmieszana, płacząca, przewidując, że z najniewinniejszéj w świecie rzeczy zrobi się plotka...
Proszę cię więc na naszą miłość braterską Hermanie, zapomnij, żeś ją tu widział, i nie wspominaj o tém nikomu...
— A ta najniewinniejsza w świecie ranna przechadzka do twojego ogródka? zapytał Herman — cóż ona ma znaczyć?
— Właśniem ci to miał powiedzieć — dodał żywo Sylwan. — Doktor kazał jéj pić wodę emską, przy wodach potrzebowała chodzić... Na publicznéj przechadzce gdziekolwiek bądź, wyszpiegowanoby ją i ścigano; zaproponowałem mój ogródek, ręcząc, że tu nikogo nie wpuszczę. Przychodzi ze starym suflerem; widuję ją tylko gdy furtkę otwieram. Na to com ci powiedział, daję najuroczystsze słowo honoru...
— Wierzyłbym na proste twe słowo — z ironicznym uśmiechem odezwał się Herman... Widzę tylko z tego, że jesteś du dernier mieux z tą śliczną Violą, żeś nawet o nią zazdrosny, i że mnie nie pozostaje nic nad pełne uszanowania wycofanie się przed panem starszym bratem..
To rzekłszy skłonił się Herman, smutnie i kwaśno