Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

między ojcem a mną, i zwróć mu z podziękowaniem ten dowód jego przyjaźni. Ja chcę dzielić losy mojego brata... zrywając z nim zmuszasz mnie do zerwania z ojcem twoim... Byłabym w rodzinie twéj powodem nieustannych nieporozumień i strapień... Za te szczęśliwe chwile, które mi twoje dawniéj tak dobre serce ozłociło — dziękuję ci, Hanno droga, nie gniewaj się — ulegasz wpływom sama nie wiedząc o tém — ale to było nieuchronne... Tak może jest lepiéj.
Opierając się nieco, Hannie Lelia pierścień położyła na rękach... Jakaś chwila niepewności zdawała się rozstrzygać czy się tak rozstaną z sobą... Hanna podniosła głowę i wzruszonym głosem — odezwała się.
— Żegnam cię — ojciec uczyni co zechce...
Lelia nie odpowiedziała. Zaledwie drzwi się zamknęły, upadła na fotel...
Wypoczynek ten trwał jednak krótko, zadzwoniła spytać czy brat na nią nie czekał... Odpowiedziano, że go niema... Lelia niechcąc samego rzucać poszła do niego... Sylwana nie było jeszcze w domu... musiała powrócić zasmucona... Czuła się nawet słabą i postanowiła nie wychodzić dnia tego...
W głębi serca miała pewność, że i Sylwan przyjść musi i pan Aleksander odebrawszy pierścień nadbiegnie. Nie omyliła się na obu tych rachubach, gdyż Sylwan wrócił jak tylko mógł sądzić, iż Hanny u niéj nie znajdzie.