Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Siedziałem prawie całą noc na wschodach téj dziewczyny — dodał Herman, chciałem ciebie z tamtąd wyciągnąć... Wiedziałem żeś tam był, z kimże wyszedłeś?
— Daj mi już pokój z temi pytaniami... chmurno odpowiedział Sylwan. Dziękuję ci za troskliwość, sam będę wiedział jak sobie radzić i co począć.
Zdawało się, że Herman chciał jeszcze mówić coś więcéj, ale się powstrzymał.
— Wierz mi — szepnął w końcu namyśliwszy się, że com uczynił to przez troskliwość o ciebie i — dla téj biednéj Violi — żal mi jéj niewymowny...
Podał rękę Sylwanowi, uścisnęli się w milczeniu. Ubrany na prędce, z gorączkowym pośpiechem Sylwan pobiegł do siostry... Znalazł ją w progu domu wybierającą się do niego, z twarzą smutną i zmęczoną.
— Sylwanie, zawołała zobaczywszy go, szukam cię od wczoraj, w śmiertelnym jestem niepokoju z twego powodu. Hanna! Hanna się gniewa — Hanna, która była ze mną jak siostra... wczoraj znalazłam ją tak zmienioną, tak podrażnioną! a! tyś bo sam winien... Oburza się na ciebie za zbytnie, doprawdy niewytłómaczone zajęcie tą dziewczyną! Co cię może jakiś tam szurgot obchodzić... Podszepnięto jéj znać wskazano twoje zajęcie tą głupią dziewczyną... Dla niéj możesz stracić Hannę! Niepojmuję twojego postępowania! a! wy mężczyźni... Sądziłam, że choć ty wolny jesteś od podobnych miłostek...