Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czemu go przypisać należy, pobiegła do Hanny... Na chwilkę siadły obok siebie w kątku loży.
— Na miłość Boga, droga Hanno — szepnęła jéj Lelia — proszę cię, spojrz choć na biednego Sylwana, żal mi go, widzę go tak przybitym, ponurym... a tyś temu wszystkiemu winna.
Ja? spytała Hanna — o! pewno nie, mylisz się... Sylwan się mocno zajmuje jak upewniają wszyscy aktorką, która ma grać rolę Julietty... i to go tak chmurnym czyni.
— Co też ty sobie wyobrażasz, albo co ci to nagadali, droga Hanno! oburzona przerwała Lelia — Sylwan! zajęty aktorką!
— O! to niezawodnie, odezwała się Hanna — ja mu tego za złe nie mam... Tak długo był samotnym: a potém urok artystkom towarzyszący... i mówią, że ma być ładna, dumna i roztropna...
Lelia ruszyła ramionami.
— Moja Hanno!
— Bardzom ciekawa ją zobaczyć, powiem ci moja Lelio... bardzo... boć to przecie — rywalka!
Wyraz z jakim wymówiła to słowo, oburzył doprawdy Lelię.
— Droga moja, widzę, że Sylwana nieznasz... lub zapomniałaś go... nad wyraz mnie to boli...
I wybiegła z loży. Hanna wróciła bardzo spokojnie na miejsce swoje, i przerwaną z Hermanem ciągnęła daléj rozmowę. W lożach też wszędzie grały się maleńkie dramata, oczekując na wielki