Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To rzecz Hanny! dodał — ona powinna sama o swéj przyszłości stanowić ja się jéj woli sprzeciwiać nie będę.
Nadejście Sylwana, którego Oleś powitał bardzo serdecznie, chcąc go sobie ująć, aby mu za złe nie wziął odwiedzin u siostry, bo niewiedział i wątpił czy jest o zaręczynach uwiadomionym, przerwało rozmowę drażliwą. Sylwan wszedł pochmurny i poważny jak zawsze — z Olesiem przywitał się grzecznie, ale chłodno i zaczęto mówić o rzeczach obojętnych.
— Na starych przyszła pora jakaś odmładniania, wszak to wiecie państwo, odezwał się Oleś, — hrabina Ramułtowa matka pana Hermana za mąż wychodzi. Lelia śmiać się zaczęła. — Za kogo?
— O! niech się pani nie śmieje! za bardzo młodego i rozumnego człowieka, za pana Lubicza...
— Ale! to nie może być! to być nie może, śmiała się ciągle Lelia — Sylwan milczał, nie potwierdzał, ale się nie dziwił. Spojrzawszy na brata domyśliła się, że coś już o tém wiedziéć musi.
— Przewidziéć łatwo — dodał pan Aleksander, iż często ją spotka w towarzystwie miłe zapytanie — w którém mąż jéj za syna będzie brany.
Pan Aleksander żartując sobie z hrabinéj, wcale tego wiedziéć nie chciał, iż sam był w położeniu podobném, bo Lelia za córkę jego téż uchodzić mogła.