Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jestem bardzo szczęśliwa — dodała, i proszę mi nic nie mówić na mego Olesia, serce ma wyśmienite... Wady! proszę cię — któż wad niema! a mnie się on z niemi podoba? Cóż chcesz... podoba mi się choćby za to, że ja mu od niewiem wielu lat zawsze się podobałam... Stałą jego miłość dla mnie, potrzeba było nareszcie uwieńczyć.
Paplała tak, paplała, żeby pokryć wzruszenie, a w końcu dodała.
— Cóż chcesz, rzecz jest skończona... umówiona... Postanowiliśmy ją tylko do pewnego czasu trzymać w sekrecie — i ty mi go musisz dochować.
— Przepraszam cię Lelio — krótko rzekł brat — sekretu dochowam, ale ponieważ zaręczyny są rzeczą, która się daje rozerwać — oznajmuję ci z góry, że będę się starał wszelkiemi siłami temu małżeńwn przeszkodzić.
— Ani mi się waż! krzyknęła Lelia z gniewem — jestem panią mojéj woli. Ton, jakim to wymówiła, zmusił Sylwana do milczenia.
— Przepraszam cię — rzekł zimmo... nie sądziłem, żebyś mogła tego pragnąć w istocie.
Siostra rzuciła mu się na szyję... zamilkli. Lelia starała się zwrócić na inny przedmiot rozmowę — lecz Sylwan jak przybity, milczący rzucił się w krzesło i zdawał się nierozumiéć co do niego mówiła.
Wieczorem Lelia rozmyśliwszy się poszła do starościnéj. Od zamiany obrączek nie widziała tego nieszczęśliwego Olesia, który niemiał odwagi przyjść