Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/144

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    rzyła ją sądząc, że list odemnie, pokazuje się bowiem, że mamy pisma zupełnie podobne...
    — A twoje pismo zna, rzekł szydersko Hermau.
    — Doskonale, bom jéj przepisywał role.
    — A! dobry wykręt? Jakże znalazła moją kompozycyę...
    — Wiesz, co powiedziała o niéj, że jéj się zdajesz tak nieszczęśliwym jak ona, lub lepszym od niéj komedyantem!...
    Pokiwał głową Herman.
    — Ty się w niéj kochasz i ona cię kocha?! przyznaj się.
    — Wierzysz słowu mojemu?
    — Wierzę.
    — Daję ci słowo, że się w niéj nie kocham.
    — Cóż cię do niéj wiąże?
    — Jéj nędza, choroba i nieszczęście.
    — Dla czegóż niechcesz dopuścić, aby ją kto inny ratował?
    — Ja? niechcę dopuścić! zawołał Sylwan, ja się do niczego nie mieszam; lecz gdzie idzie o ciebie będę na przeszkodzie bałamuctwu, którego sam byś potém żałował. Mężczyźni zwykle umizgi do kobiet, zwłaszcza z innéj sfery towarzyskiéj, posunięte, aż do ostatniego kresu, nieuważają za nic zdrożnego, jest to przecież nikczemném dla zabawy poświęcać cześć, spokój, sławę biednéj dziewczyny.
    — A któż ci powiedział, przerwał Herman, że jabym to chciał poświęcać dla rozrywki? Ja jestem