Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ramułtowie.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczących, a przytem największy nieład jaki sobie wystawić można.
Troskliwość matki zawiesiła nad łożem obrazek pobożny, palmę i gromnicę, ale niedaleko od niego na ścianach poprzybijane były fotograficzne reminiscencye teatrów i znajomości żeńskich, które przed hrabiną tłómaczyły się swoją artystyczną pięknością. Na stoliku proszki burzące niedopite, butelka czerwonego wina rozpoczęta, połamane biszkopty, pomięte dzienniki, porozsypywane cygara, pieniądze, listy, książki... Filozoficzne rozprawy razem z romansami i historyą Rigolboche... poważne dzieła i Kladderadatsch, kawałki wstążki... Herman w pięknym tureckim szlafroku, pantoflach, w batystowéj koszuli, leżał na pół, na pół siedział z rękami zagrzebanemi we włosach rozrzuconych, blady i zamyślony.
Wchodzącego Sylwana powitał zrazu sądząc, że akiś natręt go napada, chmurną twarzą i jakby porywem do gniewu, ale na widok jego rozchmurzył się i podał mu białą, chłodną dłoń po przyjacielsku.
— Co tobie jest, siadając przy nim rzekł brat, nigdzie cię nie widać? wszyscy o ciebie pytają a ja się niepokoję — przyszedłem nareszcie sam zobaczyć.
— Choruję, bo nie mam co robić — westchnął Herman... towarzystwo nieznośne, świat głupi, ludzie obrzydliwi!
— No — ale i my nie lepsi, mój Hermanie.. roz-