Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Najprzód wiadomość o napadzie na Starościnę oburzyła i przeraziła całe miasteczko, potém bardziéj jeszcze powieść o zabitym rozbójniku, którego trup leżał na gościńcu.
W jednéj chwili wszystko to dobiegło do miejsca, gdzie stał powóz Starościnéj: Strzembosz i Niewstempowski poznali Hińczę, zaczęli go rozpytywać mieszczanie o zabitego: zrobił się gwar, zamieszanie, ale zarazem karecie podstawiono jakieś koło, poczęto tłómoki rozbite przymocowywać, a Marek siadł na koń, żeby mieszczan do trupa doprowadzić. Był jeden z nich, co niegdyś widział Burdygę, gdy go w kajdanach trzymano w kaźni, z któréj umknął, zielem, jak mówiono, rozbójniczém potarłszy żelazo, że się na nim porozpadało.
Popędzili tedy kłusem we czterech, do owego miejsca na zawrocie. Już zdala spostrzeżono zabitego, który tak leżał niemal, jak go był Marek porzucił. Chłop był straszny, barczysty gdyby niedźwiedź, przy nim pałka na ziemi krzemieniem nabijana. Kula go ugodziła w pierś samą, krwią się zalał. Mieszczanin zeskoczył z konia, poznawszy samego herszta Burdygę, w czém najmniejszéj wątpliwości nie było. Szczęśliwego zwycięzcę o mało po nogach nie całowano; ażeby zbójcy nie mieli czasu trupa przychować, zaraz go wzięto do