Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak dużo czasu potrzeba, żeby ze mnie na niego poprzykrawać i choć zrygować suknie, żeby się do jutra trzymały: hę?
— A waj!... trzeciego dnia fertig...
— Ja ci mówię że muszą być fertig nim zadzwonią na wieczerzę... dobywaj nożyc, nici, igły i nie gadaj, bo ci pejsy powydzieram.
Żyd chciał drapnąć, Kacper drzwi zaryglował, kufer otworzył, dobył kontusz, żupanik, hajdawery, żyda pchnął na środek izby, a Marka przed niego, aby miarę brał.
Jak tam sobie rady dał Kacper, nie wiem; ale o godzinie siódméj, gdy na wieczerzę zadzwoniono, faktem jest że Szmul wypadł wpinając igłę w kołnierz, a Marek umyty do pięt, ostrzyżony, wytarty i ubrany jak na niedzielę. Kacper choć nie umiał, szył razem z krawcem.
Odniósł w ten sposób tryumf niesłychany. Łowczego oko postrzegło metamorfozę, poznało popsutą odzież odświętną Kacpra; odgadło, jak się to wszystko stało i uśmiechnęło się do uszczęśliwionego, a tegoż wieczora straty sowicie wynagrodzone zostały.
Marek wyglądał tak, że go poznać było trudno... mówiliśmy już, iż schudnąć sobie nie po-