Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gniewa się, wyłaje, a tu poszło wszystko jak z płatka. Dopiero zmiarkował, bodaj czy to wprzódy ukartowaném nie było, aby Łowczego się pozbyć.
— Cóż asindźka więcéj biédnemu memu Hińczy każesz powiedzieć?
— Ale ja mu odpiszę! nie lękaj się! — rzekła Starościna — a powiedz mu tylko jedno na ucho: tak z dudków żartują.
Kruk powstał zgorszony, a odebrawszy pismo, milczący odjechał.
Ponieważ Downara panna Klara nie chciała, a Starościnie wypadało rozgłosiwszy małżeństwo, skończyć już raz bałamutny żywot wdowi: nie omieszkując, drugiego dnia dała pierścień staremu konkurentowi, który się tak dobrze dopilnował, że w cztery tygodnie poprowadził ją do ołtarza.
Gdy już późno wieczorem przybył poseł do Postójnéj, Łowczy aż na próg izby, w któréj sobie na sianie kazał posłać, wybiegł przeciwko niemu.
— A co, Kruciu! a co, klęła? złościła; ale to nic nie pomoże! Już ja wolności mojéj nie zaprzedam: namyśliłem się.
Kruk ręką machnął.
— Niech ją kaci porwą! — zawołał — Myślisz asindziéj, że się choć zmarszczyła? Śmiała się...
Łowczy osłupiał: w głowie mu się taka prze-