Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zajrzyjno jegomość, proszę, czy kogo niéma za drzwiami, bo nas szpiegować mogą.
Kruk wyszedł i powrócił.
— Niéma żywéj duszy! — rzekł.
— Ja mam coś ważnego z nim do pomówienia — odezwał się Łowczy — asindziéj nie wiesz co mi dziś oświadczyła Starościna.
— A no, cóż takiego?
— Ale ba! ale ba! wszak to ona myśli Rogów do góry nogami przewrócić; wszystko wziąć w swoje ręce a mnie w chamy obrócić czy co?
— Hę! widzisz Łowczy, a nie mówiłem?
— I tak się do mnie, mościerdzieju, wzięła, że słowa nie dała powiedzieć. Nareszcie i kassę! słyszysz Kruku, wszak to ona i kassę chce miéć w swém zawiadywaniu. Słyszana rzecz! Wieżę w dziedzińcu, powiada, że zbić każe, a starych oficyalistów fora ze dwora i młodych w ich miejsce.
— To tak! to tak! — zaśmiał się Kruk — otóż asindziéj masz: jeszcze do ołtarza nie poszła, a już jak szara gęś się rządzi.
— Ale powiadam ci, Krusiu — szepnął Łowczy — jak zaczęła gadać, planować, tak mnie strach ogarnął, że cały dzień chodzę jak zwarzony. Ja myślałem, mospanie, że ja ją w garść wezmę, a tu...