Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cyt! cicho... ale cicho, ja się nie przyznałem jéj do wieku: jeszcze kto posłyszy! — rzekł Łowczy, chwytając Kruka za rękę.
— No, żyłeś długie lata jako kawaler, do swobody nawykły, panem swéj woli, liber baro... a tu nagle pstryk! klamka zapadła... myszka w łapce i tańcuj przed jéjmością. Czy myślisz jegomość, że taką zmianę wytrzymasz? Czy asindziéj wiesz co to jest matrimonium?
— Z teoryi tylko, mości dobrodzieju! z teoryi.
— Całe życie bluzgałeś na kobiéty.
— I to z teoryi — rzekł Łowczy.
— A przeżywszy lat...
— Ale cicho z latami.
— Przeżywszy tyle czasu teoretykiem, bierzesz się asindziéj do praktyki w samą porę... kiedy łysina jak patyna, a raczéj jak kolano, a pedogra w nogach najęła sobie lokal do śmierci. Gdzież tu rozum?
— E, bałamuctwa! loci communes! gadanina! — odparł Łowczy — chodźmy spać!
— Chodźmy spać! — powtórzył Kruk, wstając — jaż przecie rozmowy nie wywoływałem, zrobisz asindziéj co zechcesz, a jak będzie licho... co mnie to ma szkodzić!