Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeśli pan wojewoda pozwoli — odpowiedział — jeśli nie będę natrętem, z wielką przyjemnością pociągnę za obozem.
— Nietylko pozwalam, ale proszę usilnie: żona moja i córka łączą swe życzenia z memi. Będziesz nam aćpan miłym gościem.
Stało się tedy tak, że pan Marek znowu się uczepił, zupełnie przypadkowo, znajomości podróżnéj i przy powozie wojewody, nie męcząc konia, w dalszą puścił się drogę.
W istocie nad ranem, gdy już księżycowe światło pobladło, a słońce nie długo wschodzić miało, ukazała się owa rezydencya pana wojewody.
Maleńka była to mieścina, u brzegów znacznego stawu położona. Na najwznioślejszym widać było pałacyk niezbyt stary i drzewa otaczające zabudowania.
Położenie cale było piękne i wesołe.
Obok głównego korpusu, przeciw którego stała brama murowana, wyniosła, z gankiem snać niegdyś dla kapeli przeznaczonym, Wawrek dojrzał rozległych oficyn: drugą stronę dziedzińca zajmowały stajnie.
Spodziewano się pewnie przyjazdu dziedzica, o którym musiano oznajmić, gdyż we dworze wszystko było w pogotowiu: ludzie na nogach, śniada-