Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Był nieprzyjacielem kobiet w słowie, w istocie miały one nad nim władzę większą, niżby w jego wieku wywierać powinny. Drgnął, złagodniał, popatrzał na Starościnę i ujrzał że była piękną.
Instynktem kobiecym pani Kocowa odgadła wrażenie; pomyślała, że nabycie lasu i Rogowa, choćby z takim starym pedogrykiem w dodatku, jeszcze złą rachubą nie było. Popatrzała nań prawie z czułością i zmieniła ton.
— Mój panie Łowczy! — rzekła — nie bądź dla mnie tak ostry; ja dla waćpana, mimo wszystko coś mi uczynił, mam szacunek: waćpan jesteś człowiek zacny, tylko troszkę uparty.
— Uparty? bardzo! — zawołał Łowczy.
Taka trzaskająca, opryskliwa rozmowa, ciągnęła się daléj; gdy przyspieszona in vim gościa wieczerza ukazała się na stole, i gospodyni podała rękę Łowczemu, a zarazem Marek wręczył mu laskę.
Poszli do stołu.
Tu rozmieszczenie osób nader było umiejętne: obok Łowczego usadowiono, dopominającą się o to Starościnę; przy pannie Klarze siadł Marek; do Kruka, dla złagodzenia go, przystawiono Saczka i rezydenta w okularach. Łowczy lubił jeść, był głodny i zmęczony podróżą, a miał i to nieszczęśliwe usposobienie, że gdy się ugniewał, a żółć w so-