Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a tak? kto to wié? kto wié? Ojcze! — rzekł zwracając się do gwardyana — do nauki ma ochotę?
Gwardyan choć może byłby się chętnie z klasztoru pozbył darmozjada, miał sumienie przecie; nie zaraz się zebrał na odpowiedź, brodę pogładził, tabaki zażył, chustką kolorową się otarł, schował ją do rękawa; potém ręce obie zasunął w nie.... i powoli począł:
— Żeby tak szczególny geniusz w nim do nauki miał się okazywać, tego nie powiem, i znowu złych tak bardzo skłonności, krom ponurego i dzikowatego usposobienia w nim nie znam. Wielkich się z niego rzeczy spodziewać trudno, ale gdyby mu Pan Bóg zagon dał i gospodarstwo, nie byłby pewnie gorszy od innych.
— Hę? — spytał Łowczy — to jegomość sobie stan nasz wieśniaczy tak bardzo lekceważysz?
— Ale uchowaj Boże! — zawołał gwardyan, ręce z rękawów nagle wyrwawszy do góry — quod Deus avertat! A zkądże wszelkie illustracye i co najlepszego mamy, płynie, jeśli nie ex nobilissima fonte, ze szlachty, z ziemian? Przyznasz mi jednak, panie Łowczy, że kto spokojnie chce Pana Boga chwalić, rozumem nie świdrując głęboko, ten na wsi najłacniéj sobie może żywot przesiedzieć, procul negotiis.