Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kowska Glinkówna za Cibarzewskim Jakóbem rotmistrzem?
— Była — odpowiedział Wojski — była i Jakób po niéj ani grosza nie wziął.
— Nie o to idzie — przerwał Kruk — ale o to, żeśmy zblizka skoligowani, że ja domowi waszemu, acz osobiście tak mało lub nic nie znany, muszę życzyć dobrze i życzę ex intimo corde.
Wojski go ujął obiema rękami, mimo lampeczki, którą trzymał w jednéj i uścisnął serdecznie, a odrobinką oblał nawet.
— Mój mości dobrodzieju!
— Miły panie a bracie — mówił Kruk — nie myślałem mówić czego z serca nie dobędę. Mało się znamy, ale już ono do pana Wojskiego się ciągnie i pochyla, że go wstrzymać nie mogę.
— Mój mości dobrodzieju! — wtórzył Wojski — nie zasłużyłem...
— Mówmy jako koligaci intime, poufnie — wziął go pod ramię — widzisz asindziéj tego smyka! — pokazał Marka — widzisz!...
A wiesz, co się tu pod waszeci strzechą święci?
— Hę?... albo co?
— Dyabla sprawa... pozwól, bym powiedział w dwóch słowach: Marek Hińcza...