Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przygody pana Marka Hińczy.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A to co on mi zrobić może?
— Nie wiém; to pewna że szkodzićby pragnął.
Przerwała się rozmowa, gdyż zrestaurowany obiad zacząć miano a capite.
Wojski podał rękę pani Kocowéj, za niemi poszła procesya cała panów i panien i zasiedli znowu do stołu.
Ci biesiadnicy, co stękali na przerwaną ofiarę, mogli się wkrótce przekonać, iż zapośpiesznie zawyrokowali, gdyż nie było ściślejszéj kontroli w podawaniu półmisków: i wielu z tych panów mogli powtórzyć potrawy już raz spotkane wprzódy, nie narażając się na nazwisko obżartuchów.
Niewymownie wesoły był obiad ów.
Starościna w humorze doskonałym; goście rozochoceni już poprzednio winem, zieleniaczkiem niewinnym z pozoru, ale zdrajcą: gospodarz tryumfujący, jéjmość jego szczęśliwa, że widziała męża rozweselonym; słowem nic dodać: tak się wyśmienicie bawiono.
Starościnie, jako pryncypalnéj osobie, zgromadzenie przedstawiono: i pana Trzaskę i Górkę i wszystkich, aż do najmniejszéj z córek, i do rezydentki panny ciwunównéj Nosalskiéj. Więc choć żywioły, z których się owo towarzystwo składało,