Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

otwarto wytrychami, które trzeci, stojący u drzwi miał w pogotowiu, co mu kose wejrzenie Dygasa ściągnęło — szczęściem przez nikogo nie dostrzeżone... Liczono znalezionych trochę pieniędzy, zaczęto wiązać listy i papiery — a jeden jeszcze skrzętnie obchodził najmniejsze zakątki ze świecą. Zajrzano do pieca, gdzie były podarte papiery i zrzynki i te z niego wydobyto... słowem nie było myszéj dziury niemal, do któréjby nie zajrzał który z tych panów...
Pozapalali potém cygara i między sobą zaczęli coś mówić żywo, zabierać corpora delicti, ale kucharka nie mogła dosłyszeć ani słowa...
Zalecono potém Dygasowi, aby o tém, co zaszło, zachował milczenie pod karą najsroższą.
— Proszę jaśnie panów — odezwał się stróż frasobliwie — co ja mam tam gadać, a przez to się nie utai, że panowie tu byli i szukali... Ludzie stali na dole... ta tu w kamienicy języków dosyć.
— Niechże je trzymają za zębami — zawołał jeden z bakembardami w półksiężyce — bo... będzie źle — I pogroził na nosie. Dygas już zmilczał.
— Powiedzieć im, żeby nie paplali, a nie, to ich poprowadzą tam, zkąd nie rychło wrócą — rozumiesz....
Nie było co z nimi rozmawiać i rozprawiać, Dygas utarł gębę i zamilkł.
Dopiéro zaczęli zabierać książki i papiery, Dygas widział, jak jeden pieniądze do kieszeni włożył, drugi zegarek na ścianie wiszący uprzątnął, spojrzeli i rozśmiali się do siebie, jakby sobie mówili: — Gdy go uwolnią, jeżeli do tego przyjdzie, pieniądze i zegarek nie będą mu już w głowie. Związano papiery w serwetę, zdjętą ze stolika, na dwa grube węzły, paczkę wziął jeden pod płaszcz... i zaczęli się wynosić.... Jednę świecę zgasili, drugą dano Dygasowi.
Już mieli wychodzić, gdy kucharka, wyjście ich uprzedzając, cicho się ze strychu wykradła, zapomniawszy o koszyku od bielizny, wpadła do kuchni i padła na stołek dysząc, ledwie żywa....