Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyprawiać a przy podanéj zręczności nikogo nie ominął, nie przypiąwszy łatki. Z Ursynowa do Belwederu nie tak łatwo dochodziło echo, tu w zaciszy téj można było śmieléj mówić niż gdzieindziéj, a jednak i tu nawyknienie do ostrożności to głos zniżać, to się obejrzeć zmuszało niekiedy.
Tego dnia koléj przypadła na czasy Zajączka i Okołowa, którego staruszek malował żywemi barwami... powtarzając, jak mianowany urzędnikiem w izbie skarbowéj — wchodząc witał swych biuralistów.
— Jak się macie — złodzieje!
— Witamy naszego naczelnika! — odpowiadano mu chórem.
Przyszła potém koléj na lekcyą konstytucyi w Belwederze, którą Wańka w. księcia był powołanym dać cesarzowi Aleksandrowi, na historyjkę o niedźwiedziu pułkownika Łunina i tym podobne obiegające naówczas Warszawę dykteryjki.
Kalikst słuchał, bawił się, a gdy nareszcie sądził, że czas byłoby się usunąć, chciał pożegnać Niemcewicza, gdy ten mu szepnął, aby pozostał.
Wkrótce, téż goście pożegnali gospodarza, który ich przeprowadził za swoją zagrodę i wróciwszy do Kaliksta ręce mu poufale na ramionach położył.
Słuchjno, rzekł — wszak masz brata w szkole Podchorążych?
— Tak jest, panie prezesie.
— No — i widujesz się z nim, masz stósunki z młodzieżą? rzekł Niemcewicz.
Kalikst skinieniem głowy potwierdził to także.
— Słuchajże, co ci poufale powiem... zniżywszy głos odezwał się staruszek. Wiecie, jakie drapieżne stworzenie siedzi w Belwederze... jak od czasu sądu sejmowego szpiegostwo wzmogło się jeszcze... jak tu oczy i uszy wytrzeszczają na młodzież a wy... wy spiskujecie.
Kalikst się zarumienił milczący.
— Nie miałbym wam tego za grzech, dodał Ursyn, gdyby się to na co zdało, ale to do niczego nie pro-