Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

myśleć i pisać, gdy inni myśleć nie śmieli, a pisać nie umieli — wybrało ustronny domek za Pragą, w kolonii Winena. Zdało się gospodarzom téj uczty, która miała Kongresowiaków, Litwinów, Galicyan i Ukraińców połączyć, że swobodniejsi będą tu niż w mieście i publicznym lokalu, gdzie się nawet posługujących w restauracyi strzedz było potrzeba, bo i ci szli zawerbowani do falangi Jurgaszki i Makrota. Dobrano zaufane sługi, do domku nie miał i nie mógł mieć przystępu nikt nieznajomy, więc się ze słowy tak bardzo strzedz nie było potrzeba. Zresztą zebranie wcale barwy politycznéj ani celu nie miało, było to proste pobratanie się duchem i — chwila niewinnéj rozmowy, w któréj śledcze oko nicby nie odkryło podejrzanego — a jednak... jednak sam fakt téj sympatyi dla oddzielonych granicami braci, samo przyznawanie się do jedności, sama miłość wzajemna w oczach w. księcia była występną.
Wszystko naówczas występném było i podejrzaném, wesołość, dowcip, myśl śmieléj lecąca, serce trochę otwartsze — tęsknota, smutek, zamyślenie, pragnienie nauki... wszystko... Wszystko kryło wedle teoryi przyjętéj coś, jakiś zarodek groźny dla przyszłości w sobie. Wesołość zdradzała nadzieje a nadzieja każda była rzeczą zakazaną; dowcip mógł ukąsić, myśl mogła sięgnąć za daleko, serce mogło za daleko poprowadzić, tęsknota kazała się domyślać żalu po przeszłości, zamyślenie mogło znaczyć szukanie środków dla jéj odbudowania, nauka czyniła silnym. Słowem jedném nie było stanu ducha ni umysłu, któryby sobie źle wytłumaczyć nie umieli ci, co się lękali czegoś wiecznie, jak mówił późniéj Rzewuski.
Wołano się więc usunąć z oczów podejrzywającym, aby wesołość i dowcip mogły się wylać śmieléj.
Z drugiéj strony Lubowidzki i Jurgaszko zarówno o przybyciu Kamińskiego jak o zamiarze przyjęcia go w Warszawie już mieli wiadomość. Przeszkodzić temu nie było powodu dobrego, chociaż niektóre osoby mające należeć do obiadu na całe towarzystwo cień rzucały...