Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nałego rysownika niż kaligrafa z leżącego przed sobą brulionu raport kopiował.
Podniósł głowę zobaczywszy Brennera i nic nie mówiąc pokazał mu język tylko, spuścił oczy — pisał daléj.
Obok był pokój jenerała, który się właśnie do Belwederu wybierał. Nawet dla dowódzców i faworytów w. księcia wyprawa do Belwederu była sprawą wielkiéj wagi. Nawet jenerałowi nie przebaczył w. książę niezapiętego guzika, przyszytego na odwrót, najmniejszéj nieregularności w ubiorze, najnieznaczniejszéj emancypacyi przeciw formie. Każdy jadąc do Belwederu, choćby był Lewickim, Zandrem, Kratą, Aksamitowskim a nawet Blumerem, dobrze się musiał na około opatrzeć sam, nim się odważył stawić w przedpokoju księcia.
Gdy Brenner zapukał, jenerał się kończył ubierać; na kanapce mający mu towarzyszyć siedział właśnie Blumer, ów najposłuszniejszy z posługaczów, którego dla jego sprawności i trafności zwano „Kuchenrejterem w. ks..“ — Jak pistolety Kuchenrejtera, słynące z celności, tak Blumer z niemiłosiernego spełniania rozkazów był znanym...
— A! to ty! — odezwał się po rusku Lewicki — a cóż?
Brenner jąkać się zaczął. Stał u progu...
— Jaśnie Wielmożny jenerale — począł głosem drzącym — ja mam w domu nieszczęście, córka mi zachorowała śmiertelnie — proszę choć o dzień uwolnienia.
— Co? co? — krzyknął Lewicki. — Co ty, zbiesił się, czy co? To nie może być! Łżesz... Wczoraj widziałem twoją córkę, krasawicę, zdrową... co jéj może być?
— Dostała w nocy konwulsyi — zawołał Brenner
Lewicki zburzony ramionami ruszył.
— To jéj doktora poślij! — zawołał — dziewka zdrowa, piękna... Jéjby młodego kirysiera tam wykomenderować, zarazby wyzdrowiała...