Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak wychował, że się wzdrygać muszę na to, co czynisz?
A! trzeba było dać mnie tam, gdzieby mi wszelkie uczucie odjęto... i wstyd i —
Nie dokończyła... głowa jéj padła na kolana, zatuliła oczy rękami, płakała zanosząc się.
Twarz Brennera w czasie, gdy słuchał jéj, mieniła się tak chyba jak człowieka, którego wiodą na ścięcie, który chce okazać męztwo a pada z trwogi i bólu... dźwiga się i sobą nie władnie, miota bezsilny i litość obudza tylko. Na przemiany blady, siny, żółty, czerwony, drzał cały... pot mu na czoło występował... Kilka razy ku córce się chylił i odstępował. Głosu mu brakło... w ustach spiekłych zaschło.
— Julio, rzekł — Julio — uspokój się... proszę cię... Nie godzi ci się mnie sądzić — samaś rzekła, nie sądź mnie — nie zabijaj... miéj litość nad sobą i nademną.
Nie mógł mówić więcéj...
Julia podniosła twarz zapłakaną, ale jakby siłą woli uspokojoną.
— Mój ojcze — odezwała się — ja — ja tu pozostać nie mogę... ten każdy chleba kawałekby mnie zadławił — ja muszę iść ztąd... Do klasztoru... na służbę... w świat, nie wiem — choćby na zgubę... ale ja tu pozostać nie mogę...
Brenner ręce załamał.
— Dziecko moje — krzyknął — chcesz mnie zabić chyba... Ja dla ciebie pracowałem, ja się zaprzedałem dla ciebie... ja sobie w łeb strzelę... nie przeżyję tego...
To mówiąc, na łóżko jéj głowę położył i sam płakać począł. Usłyszawszy go szlochającego Julia, chwyciła za głowę i zaczęła całować, jakby się już z nim żegnała. Milczeli oboje... Brenner się podniósł z dziką energią.
— Słuchaj — zawołał — daję ci słowo, jak kocham ciebie, na wszystko, co u człowieka święte... jeślim jakie złe uczynił — stokroć je naprawię i od-