Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na wieczorach na kawie pokazywały się często i znakomitości ówczesne, młodsze przynajmniéj. Nie był bezprzykładnym Lelewel, na którego nie tylko uczonych i reformatorów ale i gorętszéj młodzieży do czynu usposobionéj oczy i serca się zwracały. Przychodzili tu Ukraińcy, zastęp młody, energiczny, i Litwini, wychowańcy Wilna, jak tamci byli dziećmi Krzemieńca. Lecz z Lelewelem o literaturze ówczesnéj mówić było trudno. Niósł on pochodnią w pomroki dziejowe, zbrojny surową krytyką, ale w sprawie romantyzmu czuciem się tylko powodując, temu przyznawał słuszność w kim, czuł gorętsze życie, energią i siłę. Wieczory w tém kółku schodziły przyjemnie. Nie było dnia prawie, żeby tu któryś z dawnych gości nie wprowadził nowego przybylca „z za Buga.“
Stała jeszcze naówczas ta granica na Bugu, która kraj rozrywała na dwoje, nienawidzona przez cesarza Mikołaja pragnącego się jéj pozbyć, ale równie nienawistna tym, co do wspólności z braćmi wzdychali. — W Warszawie urzędowie była Polska, za Bugiem goręcéj biły serca polskie, choć się im takiemi ledwie nazywać było wolno. Braci z za Buga witano zawsze serdecznie, z jakąś ciekawością niespokojną. Tu i tam jedne były myśli i uczucia pociągające się wzajemnie.
Gdy Kalikst wszedł tego wieczora, zastał już w kawiarni pełno dymu, fajki w robocie oddawna i gromadkę znajomych swych zebranych około młodego mężczyzny, bladéj twarzy, wejrzenia śmiałego, ruchów żywych, który półgłosem coś opowiadał, czegoś dowodził. Gdy nowy przybysz stanął, aby mu się przysłuchać, z razu mówca zatrzymał się nieco, spojrzawszy na niego, jakby nie był pewien, czy może daléj mówić swobodnie, lecz widząc, iż się z nim wszyscy witali, natychmiast przerwane dowodzenie nawiązał na nowo.
— Tak jest, wierzcie mi, mówił, jednego pisma porządnego, stojącego na wysokości naszych potrzeb, nie mamy. Potrzeba je stworzyć, ale trzeba się zgodzić na to, czém ono być ma...