Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kto ich wie! nasza panna jak ojciec zamknięta, nawet się nie wyda, co myśli... Małuskaby gotowa rajfurzyć! o!... babinie aż gęba się nie zamyka — ale — z naszą, panną. Mnie się widzi, że ani ciotka, ani ojciec, ani nikt nie pokieruje na świecie.... Jak czego chce! albo nie chce.... to tam próżno gębę studzić...
Noińska kiwnęła głową.
— Kawaler stateczny... ojciec, słyszę, kole Sandomirza wioskę ma... brat pod Wielkim Księciem... we wojsku... Karaj Boże do wieku, nigdy wy jego tu w kamienicy nie widzieli, żeby najmniejsze bałamuctwo na nim było. — Młody, przystojny.
— Na — moja pani majstrowa — odrzekła kucharka — jużci Bogiem a prawdą, i pannie téż nic zadać nie można. Śliczności adukacya pańska i ojciec grosz robi...
— To co? — odparła szewcowa — albo to jejmość nie wiesz, coś po szlachcie sługowała, że taki Brenner, może i z żydów albo z szwabów, co jeszcze gorzéj... to zawsze ino śmierdzi... Hę! hę!
— A jużcić — ale, moja majstrowa, kiedy pieniądze są...
— O! to prawda, moja jéjmość, ty pieniądze! ty pieniądze! bodaj ich świat nie znał... Wszystko złe z nich... Człek horuje, pracuje — nie uciuła, a taki ot, co rękami nic, tyle głową mędruje... ludzi okpiwa, same mu idą do kieszeni. Jak Pana Boga kocham...
Kucharka, która stała z koszykiem, namyśliła się wreszcie wyjść na miasto i zajmująca rozmowa na tém się przerwała.






Nigdy może, chyba w przededniu sejmu czteroletniego, nie było tyle życia w Warszawie, co w tym roku, który miał się listopadem stać pamiętnym. Lecz sejm czteroletni, wyjąwszy chwilę przed ogłoszeniem ustawy