Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Przed burzą.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Julia spojrzała nań poważnie ale bez gniewu i łagodnie.
— Gdybym się miała gniewać — odpowiedziała — i gdyby mi, bez pochlebstwa, rozmowa jego miłą nie była, byłabym pana zaraz w ogrodzie pożegnała. Ja mam zwyczaj może do zbytku być szczerą i otwartą. — Dla pana rozmowa ta nie była niczém rzadkiém, bo mu daleko łatwiéj pewnie znaleźć towarzystwo. Ja nie mam tak jak żadnego...
Jednakże muszę pana uprzedzić, dodała z uśmiechem, że ojciec mój jest bardzo surowy i że — choć tak blizko z sobą sąsiadujemy — nawet go do nas nigdy zaprosić nie będę mogła!
Mówiła to tak naturalnie, że pan Kalikst nie mógł ani sobie wyrazów tych inaczéj tłumaczyć jak brzmiały, ani z nich nic wyciągać. Widać było z tonu, z głosu — że była szczerą... ale oczy mówiły — że była życzliwą....
— A! pani, zawołał Kalikst, za wieleby to było szczęścia dla mnie, doprawdy, nigdym się tego nie śmiał spodziewać. Niech mi jednak będzie wolno, jeśli kiedy traf szczęśliwy spotkać nam się dozwoli....
Panna Julia się zarumieniła milcząca, Kalikst, widząc, że się zbliżają do kamienicy, szybko ją pożegnał. Noiński, ani pacholęta Aramowicza, ani niepoczciwy wisus Józiek przekupki nie postrzegli Kaliksta przeprowadzającego pannę, ale — tajemnica dla cioci zachować się nie mogła, bo z okna na pierwszém piętrze widać było daleko, a pani Małuska na książce czytająca z pomocą okularów odległe przedmioty doskonale rozróżniała. W dodatku Agatka szła za panną, a była papla, żeby się ze śmiertelnego grzechu wygadała.
Ze spuszczoną głową panna Julia sama, zamyślona do domu powróciła. Ciotce tak było pilno rozmówić się z siostrzenicą, że wyszła naprzeciw niéj na wschody. Nie śmiała zagadnąć a pałała ciekawością.
Julia, zdejmując kapelusz, odezwała się zaraz:
— Wie ciocia, z kim się spotkałam?